Piosenki waginy

Przedstawienie jest tak dobre, że aż chciałoby się je zobaczyć na żywo. Ma znakomicie zbudowaną dramaturgię (uzyskaną m.in. przy pomocy półtora tysiąca cięć montażowych), kostiumy oraz
Reżyserski debiut świetnej kanadyjskiej wokalistki Peaches to wymarzony materiał do analizy dla doktorantów gender studies i przemądrzałych krytyków filmowych. Czego tu nie ma? Transseksualna gwiazda porno paraduje przed kamerą w stroju Adama (Ewy?), teksty piosenek traktują o kopulacji ponad płciowymi podziałami, a jednym z kluczowych rekwizytów jest rozświetlona wagina o rozmiarach drzwi. Peaches już w pierwszych minutach projekcji daje nam do zrozumienia, co sądzi o tych wszystkich uczonych interpretacjach. Oto wykład smutnego niemieckiego akademika rozprawiającego o twórczości autorki "Talk To Me" zostaje zagłuszony przez punkową kapelę. Z wykładu nici.

"Jak zrobić Peaches" to blisko półtoragodzinny zapis show, który piosenkarka dała w berlińskim teatrze Hebbel am Ufer. Zaśpiewała w nim swoje najpopularniejsze utwory splecione w narrację na kształt muzycznej autobiografii. Peaches na scenie towarzyszyli tancerze z grupy The Fatherfuckers, słynąca z zabawy zapałkami 65-letnia striptizerka Sandy Kane oraz aktorka z filmów dla dorosłych, Dannii Daniels.

Przedstawienie jest tak dobre, że aż chciałoby się je zobaczyć na żywo. Ma znakomicie zbudowaną dramaturgię (uzyskaną m.in. przy pomocy półtora tysiąca cięć montażowych), kostiumy oraz scenografia wyglądają, jakby wyjęto je z narkotycznego snu schizofrenika, zaś gwiazda wieczoru okazuje się równie dobrą piosenkarką i raperką, co showmanką. Peaches nie bawi się w półśrodki. Obscena to dla niej cnota, wulgarność – środek stylistyczny, a humor – choćby najbardziej rubaszny – to przyprawa, bez której nie obejdzie się żaden udany koncert. Nie wierzycie? Posłuchajcie więc piosenki country o miłości do męskiego przyrodzenia.

Filmowa Peaches zmienia nie tylko płeć i uniformy. Daje też dowód na mistrzostwo w żonglerce muzycznymi gatunkami i konwencjami. Od electro, przez rock i hip-hop po romantyczne ballady i pop. Od wodewilu po kabaret. Wszędzie czuje się jak w domu. Nawet gdy w ostatniej scenie opuszcza teatr przy akompaniamencie "Fuck The Pain Away", wciąż ma na sobie sceniczne przebranie. Nie wiem, dokąd zmierza, ale mam nadzieję, że po drodze zahaczy z koncertem o Polskę. Z Berlina to przecież rzut beretem.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones